Od czego by tu zacząć...? Najlepiej, jeśli zacznę od początku, bo pozwoli Wam to na poznanie całej mojej historii. Wszystko rozpoczęło się w 29 TC, kiedy niespodziewanie przyszedłem na świat, ważąc jedyne 1470 g. Moje pierwsze chwile na świecie były bardzo trudne... Urodziłem się w ogólnej zamartwicy, przez co od razu trafiłem do inkubatora. To właśnie wtedy rozpoczęła się walka o moje życie.
Od urodzenia miałem pod górkę. Przyszedłem na świat z wrodzonym zapaleniem płuc, a z dnia na dzień dochodziły kolejne problemy... Zespół zaburzeń oddechowych i dysplazja oskrzelowo-płucna, następnie zaczęły się wylewy dokomorowe, które niestety zamiast się cofać doszły aż do 4 - najgorszego - stopnia, przez co zaczęto podejrzewać u mnie wodogłowie nieprężne i wykonano mi 2 punkcje lędźwiowe. Gdy ten problem dał nam na chwilę o sobie zapomnieć, pojawiła się anemia noworodków i musiałem mieć przetaczaną krew. Utrzymywano mnie w śpiączce farmakologicznej. Po drodze pojawiły się jeszcze drgawki noworodkowe i grzybica uogólniona - zaatakowała praktycznie wszystkie moje organy. Podawano mi tony leków, karmiono mnie sondą i utrzymywano mój oddech respiratorem. Między innymi, stwierdzono również martwicze zapalenie jelit, retinopatię wcześniaczą agresywną i przetransportowano mnie do innego szpitala na laseroterapię, która powstrzymała utratę wzroku. Po prawie 30 dniach podjęto próbę odłączenia mnie od respiratora - niestety próba ta zakończyła się fiaskiem. Potem była druga i trzecia, które również kończyły się niepowodzeniem, przez co lekarze przestali dawać mi szansę na samodzielny oddech... Mój upór był jednak większy i w końcu się udało! W końcu położono mnie do normalnego łóżeczka.
Po ponad 2-miesięcznej ciężkiej walce w końcu nadszedł dzień, kiedy mój stan był na tyle stabilny, że zdecydowano się wypisać mnie do domu. Nie było to jednak standardowe wyjście, gdyż otrzymałem bardzo długą listę z zaleceniami częstych wizyt w w wielu specjalistycznych poradniach (neonatologicznej, ortopedycznej, pulmonologicznej, neurologicznej, okulistycznej i kardiologicznej, bo miałem 3 dziury w serduszku) oraz kontrolnych badań. Po wyjściu jeździliśmy od lekarza do lekarza, od przychodni do przychodni, od szpitala do szpitala. W międzyczasie zaczęły się rehabilitacje metodą Vojty, które były bardzo nieprzyjemne... A gdy już powoli wszystko zmierzało ku lepszemu, to okazało się, że mam małogłowie i mózgowe porażenie dziecięce 4-kończynowe. Z czasem ujawniły się również zaburzenia SI, autyzm oraz ADHD. Rozpoznano u mnie również skutki uboczne laseroterapii - nadwzroczność, astygmatyzm i oczopląs fiksacyjny. Rok temu znów trafiłem do szpitala, gdzie postawiono mi diagnozę padaczki uogólnionej. Dostałem leki, które dobrze zadziałały na epilepsję, ale pociągnęły za sobą złe wyniki krwi, przez co trafiłem do hematologa. I tak dotarliśmy do dnia dzisiejszego.
Wiem, że na świecie jest dużo ludzi dobrej woli, którzy pomogą mi osiągnąć najważniejszy cel... Chciałbym być samodzielny. A może i kiedyś stanąć sam na własnych nogach... Niestety do tego potrzebnych jest wiele środków na sprzęt, rehabilitację i leki, a może z biegiem czasu i na zabieg rizotomii.
Już teraz dziękuję z całego serduszka za poświęcony czas i każdą pomoc!
Mateusz
Zebrane środki przeznaczymy na: Leczenie i rehabilitację.
Strona www: https://sercadlamaluszka.pl/nasi-podopieczni/mateusz-mykietyszyn
Pomóż zbieraćSerwis fanimani.pl prowadzony jest od 2014 roku przez Fundację FaniMani (OPP). Naszą misją jest wspieranie organizacji społecznych w zbieraniu funduszy na ważne cele. Zobacz wszystkie narzędzia FaniMani dla NGO
Potrzebujesz pomocy? Wejdź na fanimani.pl/pomoc