Często wiedza bazowa wystarczy do podjęcia decyzji o zakupie puchatego szczenięcia. Słodkiego misiaczka, który rośnie w zaskakująco szybkim tempie, jeszcze szybciej nabiera siły i potrzeby niezależności, co w 90% przypadków kończy się dramatem – najczęściej, niestety, psa. Nierzadko również zupełnie świadomy wybór rasy kończy się dużym zaskoczeniem. Właściciele nagle orientują się, że malamucia potrzeba dużej dawki ruchu nie oznacza miłego, rodzinnego spacerku po parkowych alejkach, że ciągnięcie na smyczy porównać można do próby wyrwania ręki z barku a malamut spuszczony ze smyczy na prawdę myśli o wszystkim innym tylko nie o powrocie do właściciela. Ludzie zadają sobie pytanie co dalej? Ci z większym poczuciem odpowiedzialności dostosowują się do wymagań psa, niejednokrotnie zmieniają styl życia, często miejsce zamieszkania i sposób spędzania wolnego czasu. Są w mniejszości, bo kto rozsądny przewraca do góry nogami swoje uporządkowane życie dla psa? Tylko szaleńcy – z wielkimi sercami.
A co z resztą psów? Trafiają „na wieś”, żeby mogły się wybiegać po podwórku. Ta swoboda zwykle kończy się uwiązaniem na łańcuchu ze względu na bezpieczeństwo najprawdopodobniej już resztek drobiu i innych małych stworzeń z okolicy. Pacyfikowane łopatą lub widłami, gdy zbyt głośno demonstrują swoje niezadowolenie z ograniczeń wolnego ducha. Idą w „dobre ręce” do „znawców rasy” niejednokrotnie pseudohodowców rozmnażających je bezmyślnie a w zasadzie z jedną myślą – kasa…, do upadłego, do końca w zamknięciu, chlewie, brudzie i zimnie. Lądują w schroniskach, schroniskach przepełnionych, bez dotyku ludzkiej ręki, której potrzebują jak powietrza, jak wiatru, śniegu i wolności. Popadają w depresję, apatię, stają się agresywne i umierają. Konają przywiązane w lesie, na krótkim sznurku lub giną pod kołami samochodów puszczone wolno na autostradzie.
Nie wszystkie jednak. Szczęściarze trafiają do nas – Fundacji Adopcje Malamutów, fundacji o nazwie oczywistej i wszystko mówiącej. Co robimy? Ratujemy psy, malamuty o różnych imionach: „Pomyłka”, „Rozczarowanie”, „Alergia”, „Wyjazd”, „Brakczasu” . Ratujemy je z różnych miejsc i różnych sytuacji. Ze schronisk gdzie często siedzą wciśnięte w najdalszy kąt klatki, wyłapujemy zabłąkane, wychudzone, bardzo często chore i wycieńczone. Psy z różnym bagażem doświadczeń, takie, których nikt nigdy nawet nie próbował wychować lub wychowywane twardą, czasami bardzo twardą ręką. Psy zupełnie dzikie i takie niby normalne, jednak z czającym się, ogromnym smutkiem w oczach. I naprawiamy…. Przede wszystkim leczymy, sterylizujemy, aby tego psiego nieszczęścia było choć trochę mniej. Gdy rany fizyczne się zagoją czas na trudniejszą część – psychikę. Odbudowę zaufania do człowieka, do świata, naukę wiary w dobro. Niestety, nawet najlepsze schronisko, nawet najlepszy hotel dla psów nie zapewni tego, co Dom Tymczasowy. Dom ludzi, którzy chcą poświęcić swój czas, kawałek podłogi i serce aby uzdrowić psa. Bo co leczy najlepiej? Normalność. To właśnie tego w dużej mierze potrzebują skrzywdzone psy. Nie nadskakiwania, nie szkolenia, nie poduszek, najdroższej karmy, ale zwykłej psiej normalności. Czym ona jest? Bliskością człowieka, któremu zależy i który nie krzywdzi – człowieka, który jest przewidywalny, wyznacza reguły i sam ich również przestrzega. Ciepłą dłonią, która pogłaszcze, smyczą, która nie sprawia bólu a gwarantuje spacer, wspólnie spędzony czas, przeżywaną przygodę.
FAM ma kilka, dosłownie kilka, współpracujących na stałe Domów Tymczasowych. Nic więc dziwnego, że gdy rok temu przeczytałam maila od Joasi – zupełnie obcej mi wtedy osoby – w którym zaproponowała swój dom jako Dom Tymczasowy trudno było mi ukryć ekscytację i spore nadzieje na owocną współpracę. Gdy kilka dni później odwiedziłam Asię i jej rodzinę w ich domu, w zasadzie po kilku pierwszych wymienionych zdaniach nie miałam wątpliwości – „Spadli nam z nieba – i to z pewnością tego psiego, bo takie cuda nigdzie indziej wydarzyć się nie mogą”. Pomyślałam, że chyba nawet kilkutysięczna darowizna tak bardzo by mnie nie ucieszyła.
Co nie znaczy oczywiście, że pieniądze nie są ważne. Są, niestety… Niejednokrotnie przekonałam się, że czasami większe, czasami mniejsze kwoty dosłownie przechylają szalę psiego życia lub śmierci. Wsparcie finansowe Fundacji może przybierać różne formy – od najprostszej czyli przelewu darowizny na konto, poprzez zakupy w naszym sklepiku na naszych aukcjach internetowych, czyli pomoc z kategorii przyjemne z pożytecznym, aż po darowizny rzeczowe, czyli wszystko to co wcześniej lub później uda nam się spieniężyć. W takiej formie współpracujemy zarówno z osobami prywatnymi jak i firmami.
Osoby preferujące pomoc niematerialną są również mile widziane w szeregach Fundacji. Nasze psy przebywające w hotelach bardzo chętnie goszczą wolontariuszy, z którymi mogą iść na spacer. Z otwartymi ramionami witamy osoby zmotoryzowane, nie widzące problemu w okłaczonej i oślinionej tapicerce samochodu. Pomoc w transporcie psa do nowego domu bywa kluczowa, zwłaszcza gdy droga do nowego życia wiedzie przez całą Polskę a czasami i poza jej granice.
Wielu wolontariuszy pomagających w ten czy inny sposób, od czasu do czasu lub regularnie zasila szeregi FAM. Lecz wciąż jest nas tylko garstka, mała grupka zapaleńców walczących o dobre życie dla psów. Działalność rozpoczęliśmy w 2007 roku skupieni wokół Forum Rasy Alaskan Malamute, później jako nieformalny serwis adopcyjny. W 2010 roku zadecydowaliśmy o sformalizowaniu naszej działalności i zarejestrowaliśmy Fundację. Dało nam to możliwość działania na większa skalę, większe możliwości promocji i pozyskiwania środków finansowych. Od początku działalności, dzięki staraniom wolontariuszy, nowe domy znalazło około 300 podopiecznych.
Podobno nie jest łatwo adoptować malamuta z FAM, choć są i tacy, którzy twierdzą, że to żaden problem. Czy mamy niezwykłe wymagania? Nie,w zasadzie mamy tylko jedno: aby nowy dom zapewnił psu dobre życie, zgodne z jego wymaganiami, aż do śmierci. Żeby mieć pewność co do słuszności dokonanego wyboru przeprowadzamy procedurę adopcyjną składającą się ze wstępnej ankiety oraz wizyty przedadopcyjnej w potencjalnym nowym domu. Wszystko po to aby jak najlepiej dopasować psa do nowego domu i nowy dom do psa. Tak, aby móc po roku od adopcji usłyszeć w słuchawce telefonu „Pani Elu, już miną rok od kiedy adoptowałam Furcie i to była najlepsza decyzja w moim życiu”.
Elżbieta Łukaszek
Wiceprezes Zarządu Fundacji Adopcje Malamutów w latach 2010-2013
Rodzaj organizacji: Fundacja / Stowarzyszenie rejestrowe (ma KRS)
Adres:
Poznań 61-315, Krotoszyńska 13,
Serwis fanimani.pl prowadzony jest od 2014 roku przez Fundację FaniMani (OPP). Naszą misją jest wspieranie organizacji społecznych w zbieraniu funduszy na ważne cele. Zobacz wszystkie narzędzia FaniMani dla NGO
Potrzebujesz pomocy? Wejdź na fanimani.pl/pomoc